Satori: Cisza wśród Neonów

Patrzę na tę grafikę i czuję, jakby pochodziła z mojego własnego wspomnienia. Jakbym już spotkał tę postać, gdzieś daleko, w miejscu, którego nazwa dawno uleciała z pamięci, pozostawiając tylko uczucie pustki i nieopisanego spokoju.
Było to w roku 2025, choć kalendarz w tamtych czasach miał mniejsze znaczenie. Świat kręcił się wokół kodów, danych i cybergadżetów. Ludzkość zatonęła w technologii, zagubiła siebie w strumieniu pulsujących neonów i chłodnych ekranów. Tam, w samym sercu tej zimnej futurystycznej rzeczywistości, spotkałem jego.
Szukałem czegoś – może przebaczenia, może odpowiedzi – a może po prostu ciszy w otchłani hałasu. W Japonii, w mrocznym kącie dzielnicy, gdzie sklejki tradycji stykały się z technologiczną otchłanią, zobaczyłem mnicha. Nazywali go „Satori”, choć nie wiem, czy to jego imię, czy raczej przydomek, który nadali mu ci, którzy tak jak ja szukali ukojenia.
Jego szata była nierealna – intensywny róż kontrastujący z brudem i szarością otaczającego świata. Obok tradycyjnych symboli buddyzmu widziałem elementy cybernetyczne, złowrogie, a jednocześnie hipnotyzujące kręgi technologii, jakby sam mnich był portalem między dwoma światami. Na jego głowie pulsowała aureola zrobiona z niebieskich hologramów, przypominająca starożytne święte obrazy, choć zamiast złota – tylko kod, cyfry i migotanie danych.
Nie odezwał się ani słowem, ale wiedziałem, że mnie słyszy. Kiedy podszedłem, uniósł wzrok. Jego oczy były przepełnione współczuciem, jakby rozumiał cały mój ból i wszystko, czego nie mogłem wyrazić.
„Dlaczego nie wszczepiłeś niczego?” – zapytałem, łamiąc ciszę.
Spojrzał na mnie łagodnie, jakby odpowiedź była tak oczywista, że nie trzeba było jej wypowiadać. Ale mimo to przemówił.
„Satori nie znajdziesz w kawałkach metalu. Nie znajdziesz go w ciele, które można przebudować. Prawdziwe oświecenie jest tu” – dotknął serca. – „I tu” – wskazał na głowę.
Nie wiem, jak długo tam siedzieliśmy. Czas w jego obecności zdawał się rozpływać. Świat wokół nas był nieustannie w ruchu – drony latały, reklamy migały, ludzie biegli donikąd. Ale w tamtym momencie wszystko stanęło w miejscu. Mnich opowiedział mi historię, która wciąż dźwięczy mi w głowie.
Był kiedyś jak każdy inny – w świecie, który go złamał. Wszczepiono mu technologię, by „ulepszyć” jego umysł, lecz cena była zbyt wysoka. Utracił spokój, jakby każdy piksel, który dodali do jego ciała, odbierał mu fragment duszy. Pewnego dnia wyrwał z siebie wszystko – dosłownie i metaforycznie. Odtąd wędrował, szukając „satori”, oświecenia, które pozwalało mu istnieć ponad granicami technologii i ludzkiej słabości.
Kiedy wstałem, pożegnał mnie jednym słowem. „Idź” – powiedział. Nie musiał mówić więcej. Zrozumiałem, że w tym jednym krótkim momencie dał mi więcej odpowiedzi, niż mógłbym znaleźć w całym swoim życiu.
Dziś, gdy patrzę na tę grafikę, widzę jego twarz. Pamiętam, jak zniknął w tłumie, stając się cieniem, aurą spokoju w świecie pełnym chaosu. Może to tylko wspomnienie. Może sen. Ale jedno wiem na pewno: jego obecność zmieniła mnie na zawsze.
I tak oto, widząc tę grafikę na koszulkach, będę przypominać sobie o tamtym momencie, kiedy dotknąłem czegoś większego niż technologia. Czegoś czystego. Czegoś, co nazywamy „SATORI”.